Wydanie/Ausgabe 130/06.02.2024

Jak wyglądało wysiedlanie, wypędzanie i kradzieże niemieckiej własności w Polsce po wojnie, pozwolę sobie na podstawie kilkunastu przykładów pokazać. Wysiedlona. Gertrud Ploppa z Wrocławia mówi: “Był wieczór, godzina 9.30. Rozległ się głos polskiego oficera: Precz, ustawić się w szeregu z innymi, wszystko pozostawić. Także dziecinnych wózków nie zabierać ze sobą.My zrobiliśmy to, ustawiliśmy się w szeregu.Stać pod ścianą, mężczyźni na prawo, kobiety na lewo, ręce w górę. Wszyscy zostaną rozstrzelani.Kobieta z dwojgiem dzieci na rękach krzyknęła, że nie może podnieść rąk. Położono dzieci przy nas. Wierzyliśmy, że przyjdzie nasz koniec. Dokonano obchodu i obrabowano tych, którzy jeszcze coś mieli: ozdoby, zegarki, pióra itp. Piękny polski oficer wydawał mi się wcielonym szatanem”.1

Niemcy nie mogli więc liczyć na ochronę ze strony wojska. Zdarzało się jednak, że karano za ewidentne przestępstwa wobec Niemców. Tak np. żołnierze 9. Dywizji Piechoty, którzy zamordowali 3 niemieckie kobiety i 75-letniego mężczyznę, zdegradowano i odesłano do kompanii karnej. Kradzieże, plądrowania były tak duże, że wojsko nie miało tyle osób by temu zapobiec.

1 października 1945 r. wysiedlono ok. 1200 Niemców z wrocławskiej dzielnicy Kowale. Niemcom tym pozwolono zabrać dość duży bagaż, który tylko nielicznym udało się ochronić przed bandami szabrowników. Żołnierze dla ochrony konwoju musieli użyć broni maszynowej. Szabrownicy oczywiście całkowicie splądrowali i zniszczyli mieszkania pozostawione przez Niemców. Wysiedlenia z Wrocławia były kontynuowane w dniach następnych, przy czym władze nadal nie mogły uporać się z bandami szabrowników. Było to zjawisko nagminne. Jak wspomniał jeden z osadników: "Gdy tylko czynniki szabrownicze dowiedziały się o wysiedlaniu Niemców, natychmiast bezczelnie nachodziły mieszkanie wysiedlanych i zabierali im najcenniejsze rzeczy. W swej bezczelności doszli do tego, że potrafili przekupić nawet służbę kolejową w pociągu i transport wiozący Niemców zatrzymywali na przestrzeni w polu i szabrownicy wszystko Niemcom zabrali" 2 października, podczas wysiedlania jednej z dzielnic Wrocławia, organizatorzy musieli się nawet odwołać do pomocy wojsk radzieckich. W następnych dniach nie zanotowano już tak dużych problemów, jednak grabieże trwały nieustannie. Prowadzenie wysiedleń utrudniały również problemy transportowe, zanim skompletowano odpowiednią liczbę wagonów. Wynikało to w dużym stopniu z bierności władz lokalnych, które nie podejmowały energiczniejszych kroków w celu zmiany tego stanu rzeczy. Jak raportował inspektor ministerialny: "Niewątpliwie istnieje wiele przeszkód, a najważniejsza z nich to brak środków transportu, jednakże stwierdzono na miejscu, że prawie nikt nie stara się w sposób poważny usunąć te przeszkody, a przeciwnie często się je stwarza nieumiejętną organizacją i brakiem dobrej woli ze strony miarodajnych czynników"

"Wiele ofiar przyniosły również transporty wysiedleńcze. Tej kwestii historiografia polska poświęciła więcej uwagi. Ustosunkował się do niej najpierw S. Bansiak, który podał liczbę 1 136 zmarłych, w tym 702 na punktach zborczych, 253 w szpitalach i 181 podczas drogi. Za nim wersję tę cytowali inni polscy historycy Szacunki te odbiegają gwałtownie od prawdy. Wystarczy przypomnieć chociażby warunki zimowych transportów, podczas których wiele osób zmarzło z zimna. Poniżej piszę o kilkuset zamarzniętych na śmierć, a jest to tylko mały fragment tego, co się doprawdy zdarzyło. Nie mogło być inaczej, jeżeli wagony podczas największych mrozów nie były wyposażone nawet w najprostsze urządzenia grzewcze. Najwięcej takich wypadków odnotowano podczas zimy 1945/1946 r. Raportowały o tym nawet władze radzieckiej strefy okupacyjnej.

Historycy Niemieccy są bliżsi prawdy co do liczby zmarłych w czasie transportu. Nie można ich skonfrontować z obliczeniami polskimi, ponieważ nawet materiały udostępnione przez CA MSWiA oraz A UOP są niepełne, brakuje dokładnych danych.

Wczasie wypędzenia rabowali nie tylko szabrownicy ale również żołnierze. Wiedzieli o tym zwierzchnicy. Przykładowo Dowódca 11. Dywizji Piechoty wyjaśnił: "Z wiedzą i pobłażaniem starszych oficerów liczne grupy składu osobowego zajmowały się maruderstwem, skutkiem czego u każdego oficera, podoficera i szeregowego znajduje się wiele wszelkiego rodzaju rzeczy jak: ubrania, materiały, rowery, motocykle i cenne przedmioty." Niemców tego rodzaju traktowanie przez wojsko i oficjalne czynniki oraz szabrownikłów doprowadzało do rozpaczy, a to ciągnęło za sobą dalsze problemy do tego stopnia, że podpalali swoje mieszkania, zabudowania, domy. Wojsko uważało to za sabotaż, mimo tego nie zrobiono prawie nic, by tego rodzaju kradzieże, bicie i mordowanie Niemców się nie powtarzało.

"Generalnie jednak dobytek Niemców stanowił łatwą zdobycz. Rabowano nie tylko majątek pozostawiony przez nich, lecz również pozbawiano ich tych nielicznych rzeczy, które początkowo pozwalano zabrać. Wikariusz Generalny Wrocławia w piśmie z 7 lipca 1945 r. (przed poczdamską konferencją - wyj. autora) do biskupa Stanisława Adamskiego, tak oceniał ówczesną sytuację Niemców: >Ciągnące szeregi wysiedlonych bywają także odzierane w drodze i na miejscach odpoczynku przez rosyjskie i polskie bandy prawie ze wszystkiego. W ten sposób skazuje się ich na niechybną śmierć głodową. Nędza wysiedlonych jest nie do opisania. Nie widzą oni celu przed sobą. Dochodzą do Nysy Łużyckiej, gdzie wszystko się tłoczy, gdzie nie ma żywności ani schronienia. Szerzy się epidemia zabójstw.< Na list z Wrocławia nie było żadnej reakcji. Pod koniec roku przyznano: >Na tle zdziczenia wojennego można zrozumieć nastroje społeczeństwa, wyładowujące się tutaj w realizacji prawa odwetu, rzeczą czynników państwowych i społecznych jest załatwienie tych spraw w sposób nie stawiający nas na równi z niemieckim barbarzyństwem.< A więc nie zamierzano nic robić jedynie przyjęto do wiadomości, że było bardzo źle, że ludzie umierali i byli mordowani. Nie przedsięwzięto żadnych kroków zaradczych i jeszcze usprawiedliwiano tę sytuacją, że nie jest tak źle jak to było u Niemców.

We wspomnieniach, które zebrał Instytut Zachodni w Poznaniu, możemy się dowiedzieć jak wyglądało wysiedlanie w Jeleniej Górze. Kierujący wysiedleniem określał liczbę bagaży, które mogli zabrać Niemcy: "Wysiedlani mają prawo wziąć tylko dwie walizki, bo mają dwie ręce, a reszta walizek ma pozostać. I tak się stało. Po załadowaniu Niemców na samochody, w holu pozostało kilka walizek nadliczbowych. Sierżant zawołał nas i powiedział: widzicie jakie szkopy są cwane - chcieli te walizki przemycić, tylko im się nie udało. Wziął te walizki i między nami rozdzielił." A oni je wzięli. Nikt nie pomyślał, że to była tylko część czyjeś prywatnej własności, którą cale życie gromadzono. A więc próbowano kradzieżą wzbogacić się.

Równocześnie ci, których wysiedlano pociągami przechodzili różnego rodzaju poniżenia. Transporty znajdowały się w drodze do granicy po 10-20 dni, a przewożonym nie dawano najczęściej żadnego jedzenia z sobą. Bydlęce wagony były przepełnione. Niemcy bali się kradnących pracowników kolei, milicji jak również polskich band. Opowiadano także o tym, że Polacy zamykają wagony i umieszczają w nich gaz, by wytruć czekających na transport. Jeden z znajdujących się w pociągu napisał: "Do wagonów bydlęcych, w których przebywaliśmy wraz z 60-70 osobami, wpuszczono gaz. Zaczęliśmy krzyczeć. Niektórzy odchodzili od zmysłów. Przepychaliśmy się, atakując nawzajem. Mówiliśmy od rzeczy bez ładu i składu, jeden przez drugiego." I to nie była zwykła plotka. Często złodzieje gazem próbowali będących w wagonach unieszkodliwić na jakiś czas, by móc spokojnie zabrać się do plądrowania kieszeni i walizek.

Prof. B. Nitschke pisze: "W okresie wysiedleń 1946 r. zanotowano szereg nieprawidłowości. Najwięcej zastrzeżeń budziła niedostateczna ochrona Niemców przed napadami i grabieżami. Działo się tak, mimo że transporty były konwojowane przez wojsko i milicję. Jednakże wiele relacji wskazuje na to, że właśnie ochrona wielokrotnie dopuszczała się tych przestępstw." Kierownik wagonu jednego z pociągów złożył relacje: "W czasie podrży, po wyjeździe pociągu z Lietz, wagon nr 16 został obrabowany przez 3 mężczyzn w mundurach polskich policjantów kolejowych o godz. 1.00. Następujące rzeczy zostały zrabowane: jedna walizka i jeden kosz z ubraniem, jeden worek z dwoma łżkami i jedna walizka z żywnością. W czasie tego wypadku pani Helene Wolf, ur. 20 lipca 1886 r. została bardzo zraniona w twarz" Głosy krytyki, płynące nieustannie ze strony aliantów zachodnich, zmusiły stronę polską do podjęcia konkretnych działań. Spowodowało to poprawę stanu bezpieczeństwa po wznowieniu akcji w 1947 r. I znowu inni musieli Polakom pokazać, jak się należy w stosunku do ludzi zachować.

Stronie polskiej zarzucano również nieprawidłowe zaopatrzenie transportów. Stało się to najbardziej widoczne zimą, kiedy każdy wagon musiał być wyposażony w piecyk.- Nie zawsze jednak strona polska spełniała ten wymóg. Polska Misja Wojskowa w Berlinie raportowała: "Wysyłanie z Polski transportów z Niemcami w wagonach nie zaopatrzonych w piecyki, spowodowało cały szereg wypadków ciężkich odmrożeń i związanych z tym koniecznych amputacji kończyn i wypadków śmierci w czasie transportu”. Jak podkreślał jeden z uczestników transportu w tym okresie: "Nieprzyjemne - przenikliwe zimno towarzyszące przez cały czas podrży trwającej pięć dni i pięć nocy dawało się we znaki. Transport zakończył swoją drogę w Turyngii. Wyżywienie w czasie podróży było niedostateczne. Pierwsza osoba zmarła już na dworcu we Wrocławiu. Następnych 19 osób zmarło w czasie dalszego transportu. A w miejscu docelowym wyładowano ponownie 40 osób zmarłych. W konsekwencji doprowadziło to do przerwania wysiedleń zimą 1946/1947 r. Przyczyniły się do tego niewątpliwie liczne artykuły prasy zachodniej. Jak raportował z Berlina Jakub Prawin, szef Polskiej Misji Wojskowej: "Materiału do ostatniej kampanii na temat nieludzkich warunków wysiedlenia Niemców, która wydźwięk znalazła w londyńskiej enuncjacji Fynde'a - dostarczyliśmy, niestety w znacznej części sami. Sprawa złych warunków wysiedlenia, niedostosowanych do pory zimowej poruszona była już w ciągu grudnia zarówno przez prasę niemiecką, jak i w cichej plotce, jak wreszcie w ostrzeżeniach prywatnych w Egzekutywie Repatriacyjnej przy radzie Kontroli. Powiadomiliśmy o tym Warszawę za pośrednictwem Misji Repatriacyjnej. Bardzo skrupulatnie i po kilkakroć zawiadamialiśmy również o wstrzymaniu transportów na okres świąteczny oraz później. Tymczasem transporty szły nadal mimo trwających mrozów. W związku z tym wiele z nich miało przebieg podobny do opisu przedstawionego na posiedzeniu rady brytyjskiej strefy okupacyjnej, gdzie z oburzeniem stwierdzono: "Polskie władze wysłały jeden transport Niemców z Wrocławia przy temperaturze poniżej 20 stopni w nieogrzewanych wagonach bez wystarczającej ilości żywności. W drodze, z powodu zimna, zamarzło 15 ludzi. Dalszych 31 zmarło w szpitalach w Hamel, Wittenberg i Riteln. Wielu natomiast z ciężkimi odmrożeniami również znalazło się w szpitalach."

Na konferencji w Ustce historyk Zenon Romanow mówił o transferze ludności niemieckiej z Polski. Powiedział m.in.: jesienią wysiedlano po raz drugi, bo w pierwszym etapie wypędzano Niemców w czerwcu i lipcu 1945 r. "Towarzyszył im chaos organizacyjny, napady na pociągi i grabieże zarówno w punktach etapowych, jak i w Szczecinie-Gumieńcach, gdzie Niemcy z Pomorza oczekiwali na pociągi do Niemiec. Na obóz ten regularnie napadały nie zidentyfikowane uzbrojone bandy w wojskowych mundurach niemieckich, polskich i rosyjskich, rabując i gwałcąc. Na dworcu Szczecin-Niebuszewo wychodźców ograbiano z bagaży, a w trakcie podróży oddział żołnierzy polskich, który miał stanowić ochronę pociągu, kontynuował rabunek razem z dowódcą. W Sławnie wysiedlani zostali obrabowani przez przeprowadzających tę akcję funkcjonariuszy MO i Wiejską Straż Porządkową".

Z pociągu relacji Prusy Wschodnie - Pasewalk - Angermünde - Wriezen do Stendal, w miejscowości Wriezen wyładowano 18 zmarłych a w Stendal dalszych 21,w tym samym dniu w szpitalu zmarły dalsze 23 osoby.

Podobne sytuacje i warunki doprowadzały do tego, że ginęli ludzie, również z powodu zaniedbań polskich władz kolejowych, milicji i personelu medycznego. "W czasie 15-dniowego transportu z głodu i zmęczenia zmarło 88 osób. Dalszych 280 osób zmarło wskutek wysiedlenia kilka tygodni później w Zittau i Niederoderwitz"

20 grudnia 1945 r. w miejscowości Stendal pociąg z Pomorza, w którym jak pisze Romanow: "W trakcie podróży zmarło 70 osób. Na stacji wyładowano dalszych 23 zmarłych, a do końca dnia zmarły następne 103 osoby. Wśród tych, kórzy przeżyli, 150 osób było chorych, w tym 8 na tyfus plamisty, 61 na tyfus brzuszny i 40 na czerwonkę bakteryjną. Wszyscy byli zawszeni.”

7 marca 1946 r. dojechał do Frankfurtu pociąg w którym znajdowało się 350 osób wysiedlonych z Torunia, o których strona polska nie powiadomiła strefy okupacyjnej. Aby się szybko pozbyć Niemców, za wszelka cenę, nie patrzono na humanitaryzm. Ta grupa osób została bez jakiejkolwiek opieki, jedzenia i nie wiedziała gdzie się skierować.

Najtrudniej wyglądało to w czasie zimy, kiedy wagony podstawiano bez jakiegokolwiek ogrzewania i jedzenia. Ludzie marzli, byli głodni, tak że "na miejsce przeznaczenia przychodziły wagony ze zwłokami, zamiast żywymi ludźmi"Jeden z wysiedlonych napisał: "Podrż do Kostrzyna nad Odrą trwała 6 dni, do Witembergi przez Berlin - następne dwa. Po drodze zmarło ponad 55 os

7 marca 1946 r. dojechał do Frankfurtu pociąg w którym znajdowało się 350 osób wysiedlonych z Torunia, o których strona polska nie powiadomiła strefy okupacyjne. Chciano się szybko pozbyć Niemców, za wszelka cenę, nie patrzono na humanitaryzm. Ta grupa osób została bez jakiejkolwiek opieki, jedzenia i nie wiedziała gdzie się skierować.

Najtrudniej wyglądało to w czasie zimy, kiedy wagony podstawiano bez jakiegokolwiek ogrzewania i jedzenia. Ludzie marzli, byli głodni, tak że "na miejsce przeznaczenia przychodziły wagony ze zwłokami, zamiast żywymi ludźmi"Jeden z wysiedlonych napisał: "Podrż do Kostrzyna nad Odrą trwała 6 dni, do Witembergi przez Berlin - następne dwa. Po drodze zmarło ponad 55 osób,które chowaliśmy w czasie postojów wzdłuż linii kolejowej. Jadący wolno pociąg bardzo często napadali szabrownicy"

Theodor Schmusch napisał: "Zostaliśmy dostarczeni na dworzec. Tam przybywszy miałem mniej szczęścia ponieważ trafiłem do wagonu z 70 osobami. Przy tym moja ponad 80 letnia teściowa była chora, a wg zarządzenia chorzy powinni jechać pociągiem sanitarnym. Podczas dłuższego postoju poprosiłem kierownika transportu, który brał starych ludzi do wagonu sanitarnego, by pozwolił umieścić tam teściową (sanitarnych rzeczy tam nie było), otrzymałem informację, że tam leżą ludzie, którzy umierają (co sam widziałem), kiedy ktoś umrze wyrzuca się go i nie potrzebuje opieki."

Podobne informacje nadchodziły również z kraju. Znajdujemy je chociażby w raportach Urzędów Bezpieczeństwa Publicznego, gdzie wyraźnie podkreślano że : "Ludność Ziem Odzyskanych niepokoiła się sprawą wysiedlenia ich za Odrę, w obawie że ewaluacja nastąpi zimą." Odpowiedzialność strony polskiej była więc w tym wypadku ewidentna. "Wysyłanie z Polski transportów z Niemcami w wagonach nie zaopatrzonych w piecyki spowodowało cały szereg wypadków ciężkich odmrożeń i związanych z tym konieczności amputacji kończyn oraz wypadków śmierci w czasie transportu." Jeden z wypędzonych, Heinrich Christ ze Śląska napisał: "Głód i zimno oraz żadnych odpowiednich warunków podróży, dzień za dniem, noc za nocą, przez cały tydzień, ręce i stopy napuchnięte z zimna i przemarznięte. My tego doświadczyliśmy. Moja żona miała przez cały tydzień biegunkę, to że przeżyła jest cudem. Każdego ranka byli martwi z zimna i głodu. Umiera za mało, mówili Polacy. Trzeba było dać 20 marek, aby zaniesiono zmarłych na cmentarz, w przeciwnym wypadku grzebano na polu." Kto będzie się dziwił, że w oczach tych ludzi Polacy byli zbrodniarzami. Zmarłych chowaliśmy w czasie postojów wzdłuż linii kolejowej. Jadący wolno pociąg bardzo często napadali szabrownicy"

Grabienie Niemców w 1945 r. miało charakter powszechny. Było dziełem Polaków, którzy przybywając na Pomorze pamiętali doskonałe o zakończonej zaledwie przed kilkoma tygodniami brutalnej okupacji niemieckiej ziem polskich. Pierwszymi osadnikami byli Polacy z Pomorza Gdańskiego i Wielkopolski, czyli z ziem włączonych do Rzeszy w 1939 r.

Kradzieże były nagminne. Często zatrzymywano pociąg, otwierano zasuwane drzwi i kazano oddać wszystko, co wypędzeni posiadali. Polecano im się również rozebrać do bielizny. "Kiedy 15 grudnia około 6 rano musieliśmy opuścić pociąg w miejscowości Scheune koło Szczecina, staliśmy wraz z żoną na peronie pod gołym niebem przy 15 stopniowym mrozie bez płaszczy, butów, tylko w pończochach na nogach, spodniach i swetrze"

Polscy repatrianci z Kresów mogli zabrać prócz pieniędzy i złota, wszystko co posiadali. W wagonie kolejowym jechała cała rodzina, krowy, konie, zboże, ziemniaki, maszyny rolnicze a nawet cepy. Opuszczający swe strony ojczyste Polacy nie musieli swego dorobku życia zostawić na pastwę innych. Z Niemcami postąpiono tak, jak gdyby ten dorobek życia im się nie należał. Przyjezdni pławili się w niemieckich dobrach. Rozkradali meble z mieszkań stawiając je do swoich nowo przydzielonych. Dochodziło do tego, że na wsiach przydzielano Polakom domy a jeżeli ktyś dodatkowo stał wolny, to wyszarpywano, rozbierano płot i podłogi na palenie w piecach. Dewastowano wszystko. Przykładowo we wsi Żyrowa, repatrianci zamiast palić w kuchennym piecu, robili ogień na podłodze, na środku kuchni i po kilku tygodniach ściany tego pomieszczenia były czarne od dymu z ogniska. Po kilku miesiącach wyprowadzili się z tego domu do innego wolnego.

Prof. B. Nitschke pisze: "Towarzyszące wysiedleniom rabunki znajdowały naogół usprawiedliwienie i nie były traktowane jako przestępstwo“. Spotykało to Niemców. Tak więc pozbawiano Niemców wszystkiego, począwszy od przedmiotów osobistych, aż do mieszkań i domów. Nie uszanowano również cmentarzy. Np. "We wsi Białowąs wojska sowieckie rozpoczęły, a szabrownicy dokończyli wyrzucanie trumien z grobowców i przeszukiwali u nieboszczyków, czy przypadkowo nie znajdą u nich drogocennej biżuterii. Stąd zdesperowani Niemcy w akcie bezgranicznej rozpaczy niszczyli cały dorobek swego życia, bądź go porzucali - wiedząc, że zostanie im odebrany. Opis podobnego wydarzenia znajduje się we wspomnieniach jednego z osadników z Kamiennej Góry na Dolnym Śląsku. Tam kierownik referatu osiedleńczego PUR w następujący sposób przedstawił krok, do którego posunął się jeden z niemieckich mieszkańców tej miejscowości: "A zdarzył się również wypadek, że pewien dowcipny Niemiec wysiedlił się sam i nie czekając, aż go to spotka ze strony naszej. Wypadek ten miał miejsce w Marciszewie, a bohaterem tego był pewien wcale niebogaty Niemiec, którego by i tak nie wysiedlono, bo nie było go z czego wysiedlać. Dowcipniś ten urządził się w ten sposób, że wybudował sobie na bezpańskim placyku z nazbieranych desek szopkę, wstawił do niej drzwi i okna i przeniósł się do niej z zajmowanego poprzednio mieszkania. Dla podkreślenia zaś prawdopodobnie tego, że kpi sobie z naszego wysiedlenia szyld z napisem Klein aber mein (małe ale moje) umieścił nad wejściem do swego pałacu. Zrozumiałe, że nikt go już z tej nieruchomości nie usuwał i niemczysko pomaszerował prosto stąd do pociągu do Reichu." Takie przedstawienie powyższych wydarzeń świadczy o całkowitym braku zrozumienia rozpaczliwej sytuacji, w jakiej znaleźli się Niemcy. Wg. wspomnienia Aleksandra Bednarkiewicza z Lwowa, który osiedlił się w Darłowie i patrzył na wyprowadzanie się mieszkanki tego domu, w którym teraz mieszkał: "Chciałem coś do Niemki przemówić, ale język odmawiał wtedy posłuszeństwa. Zauważyłem, że Niemka płacze, coś tam czy do mnie czy sama do siebie mówiła i pakowała swoje rzeczy. Patrzyłem na nią jak ona zdejmowała ze ściany małe portreciki młodych chłopców i dziewcząt, i starszego mężczyzny. Wycierała szmatką i coś do nich mówiła, tuląc do swych piersi. W tym momencie nie potrzebowałem znać nic z niemieckiego, bo odczułem znaczenie jej płaczu i ruchów. Nikt nie potrzebował mi być tłumaczem tego co widziałem. Ja czułem, co ta nieznajoma kobieta przeżywała".

Mazur Fryderyk Leyk napisał: "Wraz z wojskiem sowieckim dotarło na nasz teren inne nieszczęście i to nadchodzące z przygranicznych powiatów Polski Centralnej...Polacy z powiatów kurpiowskich: Chorzele, Maków, Przasnysz itd. Szaleli wprost na naszym terenie. Wypędzali Mazurów z przekleństwami, groźbami, kijami i siekierami z ich dobrych gospodarstw i sami się w nich osadzali. Zabierali im żywność, żywy i martwy inwentarz. Bili i maltretowali ich. Niejednego Mazura i Mazurkę zamordowali lub ciężko skaleczyli, by przywłaszczyć sobie ich mienie. Wielu Polaków rozbierało domostwa; cegły, kafle, drzwi, podłogi i drzewo, konie, bydło, motory i maszyny rolnicze, wozy i uprząż do Polski. Niektóre całe wioski przygraniczne zostały zniesione. Ubowcy i milicjanci dopomagali w tej nikczemnej robocie...Wprost cała ludność mazurska odwróciła się od Polaków, uznając po takich doświadczeniach naród niemiecki za jej właściwy naród, który da jej spokój, przytułek, chleb."

Na Mazurach sytuacja nie wyglądała różowo, mimo że Polska chciała ich uznać za swoich, mieszkających tam stale i broniących Polski w każdym wypadku,. Tak przynajmniej tłumaczyła władza a zwykli ludzie patrzyli na to inaczej. Przypominali sobie że w 1920 roku, kiedy musieli brać udział w plebiscycie, opowiedzieli się w 97% za Niemcami. Mazurów nakłaniano do weryfikacji i opowiedzenia się za Polską. niektórych gminach wójtowie wyjaśniali, że po weryfikacji trzeba będzie przejść na katolicyzm, co wywołało u Mazurów, w większości protestantów niechęć do Polski. A jak reagowali na to miejscowi, najlepiej można ich zrozumieć, kiedy czyta się spisane wspomnienia. Jedna z mazurskich kobiet napisała: "Gdy już tak jest, to do domu nie wrócę. Nie chcę żyć w Polsce między tymi złodziejami, bo ta kradzież po przybyciu na te tereny była okropna. Co za ludzie. Uważają te tereny za swoje, a kradną w nocy co tylko się da, napadają na ludzi, mężczyźni gwałcą kobiety. Przecież odnoszą się tak jak zwierzęta i między takimi ludźmi żyć? Było nam mówiono, że to jest taki lud, ale nie chciałabym i nie wierzyłam w to. Dopiero teraz, jak oni się czują panami, to wykaże się, jakimi oni są. Wolę wszystko stracić, ale żyć między ludźmi. A gdyby naprawdę był koniec wojny, a jakiś Staat obejmuje Rząd, to nigdy nie może istnieć taki chaos. A tu co macie, Milicja, która ma trzymać porządek, sama kradnie itp."

O sytuacji jaka była na Mazurach wiedziano w urzędach. O tym pisała również prasa. Co ciekawe, tego, co pisano w latach 1945- 1947 nie można było później pisać ani cytować. W maju 1946 r. u wojewody olsztyńskiego odbyła się ważna narada, by ukrócić bandytyzm, złodziejstwo przybywających z Mazowsza. Zwracano uwagę na to, że również postępowanie milicjantów i urzędników jest naganne. Z narady istnieją dokumenty, w których możemy czytać, że przykładowo powiat szczyciński "Stał się on terenem gwałtów i formalnych napadów ze strony ludności zamieszkującej sąsiednie powiaty Polski Centralnej. Składano przy tym całe odium na przesiedleńców z powiatu mławskiego, przasnyskiego, makowskiego, ostrołęckiego, kolneńskiego i szczucińskiego. Przeciwko repatriantom miejscowi Polacy nie mają żadnych zastrzeżeń, przeciwnie, uważają ich za wartościowe, za najspokojniejszych i najlepszych sąsiadów." Starosta powiatu szczycieńskiego wystąpił z propozycją zakazu osiedlania się tu mieszkańców z województwa warszawskiego.

Nie tylko na terenach przygranicznych dochodziło do różnego rodzaju napadów, kradzieży, pobić. Niemcom kazano nosić białe opaski. "W czasie wysiedlania postępowano z Niemcami brutalnie, na stacjach postojowych, np. w Ostródzie lub Iławie, ludność polska okradała ich z resztek bagaży. Czasem z powodu głodu, mrozu i braku opieki lekarskiej wywożeni Niemcy umierali w pociągach", pisze polski historyk Edmund Dmitrów.

Prof. habilitowany Janusz Jasiński pisze: "Czy warto wracać do strasznej przeszłości? Moim zdaniem należy to czynić. Więcej, trzeba chcieć poznać przeszłość, zwłaszcza tę, która nie przynosi zaszczytu własnemu narodowi, ą sławę zdobyły obozy i więzienia w Potulicach, Grudziądzu, Działdowie, Świętochłowicach, Mysłowicach, Łodzi, Stodole k. Szczecina i najbardziej znany w Łambinowicach. Dopiero po dokonaniu narodowego i państwowego rachunku sumienia można budować przyszłość", a dalej dodaje: "My też mamy istotne powody, aby prosić o wybaczenie Niemców - za bezlitosne ich traktowanie, za częściowo niehumanitarny sposób wysiedlania."

Kiedy dzisiaj czytamy różne zarządzenia to trudno nam uwierzyć w to, co wówczas ustalano. Urząd Wojewódzki w Katowicach wydał zarządzenie, w którym czytamy: "Niemców, którzy przybyli do Polski, a nie mają najbliższej polskiej rodziny (żona, dzieci, ojciec, matka) należy umieścić w obozie w Gliwicach celem repatriowania ich do Niemiec. Obywateli polskich, którzy znaleźli się na terenie Niemiec i obecnie wracają do kraju z współmałżonkiem Niemcem należy potraktować następująco: współmałżonka Niemca (Niemkę) należy przekazać do obozu w Gliwicach, a współmałżonka Polaka należy ująć w ewidencji wszystkie dane." Polacy w niektórych sytuacjach byli gorsi od Niemców.

U J. Trznadla czytamy: " Nadeszła chyba pora, by wreszcie powiedzieć, że każde wysiedlenie, każde pozbawienie prawa mieszkania na ziemi rodzinnej, każde wygnanie z domów, w których ludzie się wychowali, każde takie wypędzenie jest złem (według ówczesnego prawa nosiło ono nazwę wysiedlenia, ale moralnie takie pojęcie nie istnieje - jest tylko wypędzenie); złem - sądzę - w sytuacji lat powojennych nieuniknionym, niemniej jednak - złem. Faszyści niemieccy zrobili bardzo źle, ale my powtórzyliśmy ten gest i ja czuję wstyd, choć miałem wtedy piętnaście lat ".

Dokumentation der Vertreibung..., t. 2, s. 701

N.Nitschke, Wysiedlenie..., s.138; CAW, LWPol., sygn. III/112/90, s. 2. Rozkaz dowództwa 9. Dywizji Piechoty z 2 maja 1945 r.

H. Dominiczak, Proces zasiedlania województwa zielonogórskiego w latach 1945-1950, Zielona Góra 1975, s. 31.

Inst. Zach. Poznań, Wspomnienia, sygn. P10, s .4

jak 44, tylko s. 42.; B. Nitschke, Wysiedlenie ...s.153

S. Banasiak, Działalność osadnicza Państwowego Urzędu Repatriacyjnego w latach 1945-1947, Poznań 1963, s. 91.

A MSZ, z. 6, t. 485, s. 2-4.

B. Nitschke, Wysiedlenie... str. 249.

CAW, Lud. WP, sygn IV.521.11. Rozkaz nr 039 sztabu 11. dywizji.

AA w Katowicach, Akta Rzeczowe, Władze świeckie, t. 1. Pismo wikariusza generalnego do biskupa Adamskiego; B. Nitschke, Wysiedlenie...s. 140.

A MSZ, Departament polityczny, sygn. 18/81/7

Inst.Zach. Poznań, wspomnienia, sygn. P 463-108, s. 19.

Ost-Dokumentation 2, nr. 136, s. 469.

B.Nitschke, Wysiedlenie... s. 195.

AAN, Ministerstwo Ziem Odzyskanych, sygn. 73, s . 86.

A MSZ, Departament polityczny, sygn. 6/1725/107, s. 148.

BK, Der Zonenbeirat der Britischen Besetzten Zonen 1946-1949, s. 41.Protest gegen die polnischen Ausweisungsmethoden.

Ost-Dokumentation 2, nr 225, s. 21.

A MSZ, Polska Misja Wojskowa w Berlinie, t. 1725, s. 35-36.

Załącznik do pisma tajnego nr 188 zawierający tajny meldunek wydziału wschodniego MSZ z 15 grudnia 1945 r. w: Kształtowanie się społeczności polskiej na Pomorzu Środkowmy w latach 1945-1950, Koszalin 1990, s. 281.

A MSZ, Polska Misja Wojskowa w Berlinie, t. 1725, s. 35-36.

Załącznik do pisma tajnego nr 188 zawierający tajny meldunek wydziału wschodniego MSZ z 15 grudnia 1945 r. w: Kształtowanie się społeczności polskiej na Pomorzu Środkowmy w latach 1945-1950, Koszalin 1990, s. 281.

G. Nitschke, Pożegnanie i powitanie, w. Dialog, nr 1 z 1997 r., s. 29.

Dokumentation der Vertreibuung ...t. 2m s. 816.

AUOP Białystok, Sprawozdanie dekadowe do Ministra BP w Warszawie.

A MSZ, Polska Misja Wojskowa w Berlinie, t. 1725, s. 50.

Dokumentation der Vertreibung...t. 2 s. 783.

G. Nitschke, Pożegnanie i powitanie, w. Dialog, nr 1 z 1997 r., s. 29.

L. Wołosiuk, Na wschód od Zachodu, na zachód od Wschodu, “Tygodnik powszechny”, 21 lipca 1996 r.

Ost-Dokumentation 2, nr. 126, s. 557.

Gazeta Wyborcza 18 września 2010, s. 17.

G. Nitschke, Wysiedlenie... s.162.

Inst. Zach. Poznań, Wspomnienia, sygn. P 10, s.3.

Inst. Zach. Poznań, Wspomnienia, sygn. P 201,, s. 14-15.

Inst. Zach. Wspomnienia, sygn. P 24, s. 45-46.

F. Leyk, ur. 17 sierpnia 1885 w Szczytnie, zm., 31 grudnia 1968 tamże. Mazurski działacz ludowy, nauczyciel, polityk PSL i SL, wieloletni radny powiatowy i wojewódzki. (Za Wikepedią)

J. Jasinński, Tragedia osobista i społeczna, “Tygodnk Powszechny, 8 października 1995 r.

B. Domagała, Mniejszość niemiecka na Warmii i Mazurach. Rodowód kulturowy, organizacja, tożsamość, Olsztyn 1996, d. 54.

B. Domagała, Mniejszość... s. 66.

J. Jasiński, Tragedia osobista i społeczna, "Tygodnik Powszechny”, 8 października 1995 r.

AP w Katowicach, Urząd Wojewódzki Śląski w Katowicach, Wydział Społeczno-Polityczny, sygn. 426, s. 29.

J. Trznadel, Hańba domowa, Lublin 1990.

Komentarze

0
Freeman
1 year ago
Can I just say what a relief to discover somebody that really understands what they are discussing online.
You certainly know how to bring a problem to light and make it important.
A lot more people have to look at this and understand this side
of your story. It's surprising you're not more popular since you certainly possess the gift.


Feel free to visit my site Uta: [xx]mysexlive.co.il/booty-bouncing-on-dildo-in-bathtub/
Like Like Cytować
1
Andrzej
2 years ago
Polecam książkę Amerykanina Ralpha Franklina Keelinga „GRUESOME HARVEST - The Costly Attempt To Exterminate The People of Germany”, aby się dowiedzieć o skali makabry i okrucieństwa jakich dopuścili się ludzie czyszczący etnicznie tereny Pomorza, Prus i Śląska po 1945 roku. Weźmy pod uwagę, że moralność to pojęcie absolutne a nie relatywne.
Like Like Cytować
0
Hans Kloss
2 years ago
Cytuję Karkowski Andreas:

Ci co je wywolali powinni stanac przed sadem. To oni winni sa smierci prawi 200 tys. warszawiakow i zburzenia lewobrzerznej Warszawyi


Jawohl Herr Karkovsky, to ci durni Polacy są winni, tylko i wyłącznie oni? Niemcy? Niemcy tylko usiłowali tych głupich powstańców przed zbiorowym samobójstwem powstrzymać, ROTFL.
Człowieku czy to w ogóle czytasz to co napiszesz? A potem po tym czytaniu próbujesz spojrzeć w lustro? Jeżeli tak to współczuję, bo to musi być mocno niesmaczny widok.
Like Like Cytować
1
Pawel
3 years ago
DObrze bY bYlo, Panie Monikowski, w tytule jest tez mordowali i wtedy kradli. Znajomosc gramatyki dobrze by pomogla
Like Like Cytować
0
Michael Monikowski
3 years ago
„Okradali”, a nie „kradli”.
Chyba nie KRADLI Niemców?
Like Like Cytować
1
Karkowski Andreas
3 years ago
Dobry wieczor Wam,

czytam te Posty i zastanawiam sie ile tu jadu nienawisci, a przede wszystkim niewiedzy. Przewaga wiedzy podworkowej. Za dobra monete bierze sie historie, ktora pisze rzadzace ekipy. A glupi lud to kupuje. W tych artykulikach nie udaje znalezsc sie logiki, empatii, czy odruchow czlowieczenstwa.
Odpowiedzia na brak argumentow jest obrazanie. Tu dokladnie widac niepowodzenia rodzinne, w pracy. Frustraci odreagowuja sie tym piszac obelgi.
Zatrwaza tez aninomowosc. Posty "tchorzy" uwazam za nieistniejace. Brak odwagi cywilnej jest zalosny. Przeciez i tak mozna kazdy wpis zlokalizowac.
Pozdrawiam

Andreas Karkowski

Ps. Zyrowa jest mi znana.
Like Like Cytować
2
Karkowski Andreas
3 years ago
Dobry wieczor,

nie wiem od czego zaczac. Moze od powstania warszawskiego, najglupszego z powstan. Bez przygotowania, bez zaplecza.
Ci co je wywolali powinni stanac przed sadem. To oni winni sa
smierci prawi 200 tys. warszawiakow i zburzenia lewobrzerznej Warszawy. A ci wszyscy, co to swieto czcza, powinni sie zastanowic, co robia.
Nastepna sprawa, to 6 milionow Polakow. Prosze podac mi informacje, ze w II wojnie swiatowej wymordowano 6 milionow Polakow. Moze Zydow tak, ale Polakow w Oswiecimiu zginello okolo 70 tys., glownie przestepcow, zbrodniarzy. Bylem tam przed 5 laty z synem. To wiem.
Ten co pisze te brednie, nigdy tam nie byl. Niech tam pojedzie i skonfronuje sie z rzeczawistoscia. Polacy w tym procesie tez brali udzial, wraz z Ukraincami. To te nacje maja najwiekszy udzial, jako zalogi obozow koncentracyjnych w Oswieciumiu, Trebince, Belzcu . To oni mordowali, nie tylko Niemcy. Kto z nich (Polakow , Ukraincow) stanal prze sadem.
Nikt. Nikt tez nie doczekal sie sadu za zbrodnie na narodzie niemieckim.
Zbrodnie przeciw ludzkosci nie ulegaja przedawnieniu.

Pozdrawiam

Andreas Karkowski
Like Like Cytować
0
Eryk
5 years ago
Zemsta na Niemcach była za mała w stosunku do krzywd jakich doznali Polacy. Pod zaborami które prusacy spowodowali ponizali Polaków, Bismarck rugował niszczyl wszystko co polskie. II wojna to napaść morderstwa wywózki, świadome niszczenie polskiej inteligencji i kultury. Klęska Niemiec to sprawiedliwość dziejowa. Wypedzenie z Prus i ziem zachodnich to jedna z najszczesliwszych rzeczy w historii Polski. Tak samo ja rozbiory i całkowita likwidacja Prus. Sami się o to prosili. Nie mam żadnego współczucia dla wypedzonych. Niech Hitlerowi podziękują że ich tak wpakował.
Like Like Cytować
0
Zygfryd Miedziok
6 years ago
Niemce dostały to na co sobie zasłużyły, był po wojnie pomysł by ich wykastrować ale niestety nie zrobiono tego. Za to co Niemcy zrobili Polokom to ci i tak byli za grzeczni dlo nich.
Like Like Cytować
0
Bastian
6 years ago
Czytając ten tekst jakoś w ogóle nie żal mi tych ludzi. To jak się zachowywali Polacy było efektem wcześniejszych postępowań Niemców. Zniszczona Warszawa do cna, zrabowane 200.000 dzieci, mordy na ludności cywilnej, kradzieże dzieł sztuki, masowe mordy Polskich obywateli w obozach zagłady, lista jest bardzo długa.
Co mnie obchodzi, że byli to cywile z Wrocławia, Mazur czy innych miejscowości. To niemieccy synowie i ojcowie z tych miast dokonywali tych przerażających rzeczy. Cywile byli tak samo winni jak i żołnierze dokonujący ten ohydnej napaści na Polskę. Jeszcze raz powtarzam, nie żal mi Niemców, zasłużyli i tak na o wiele gorszy los według mnie.
Like Like Cytować