Wydanie/Ausgabe 133/16.09.2024

Do redakcji i na mój prywatny adres doszło wiele listów, z czego część pozytywnie ocenia to co na temat obozów w SILESI napisałem, jednak część czytelników jest oburzona, że pisałem o powojennych obozach, „których nie było”, lub „które nie miały nic wspólnego z nienawiścią do Niemców”, „Polacy nauczyli się tego od Niemców”, „Niemcy to obłudnicy, nawet teraz piszą o polskich obozach koncentracyjnych”, „Prócz niemieckich, żadnych innych obozów koncentracyjnych w Polsce nie było”...

Zwróciłem uwagę dziennikarce gazety "Nasza Polska" p. Chadaj, autorce artykułu: Fakty na temat obozów koncentracyjnych, w którym miała odwagę pisać jedynie o obozach amerykańskich, kubańskich, niemieckich, ale „zapomniała” o obozach polskich. Przy czym to zapomnienie nie wynikało z braku wiadomości ale z przeświadczenia, że: „Polska jest naszą matką, a o matce nie należy mówić źle”. Jeżeli jednak ta Matka popełniła jakieś niegodziwości lub grzechy czy też błędy, to należy je także pokazać, inaczej Polacy nadal będą zdania, że w Polsce nigdy niczego nagannego nie zrobiono.

Niektórzy dziennikarze, politycy i naukowcy uważają zapewne, że polskie powojenne obozy były miejscem wypoczynku i nie należy ich nazywać obozami koncentracyjnymi, bo to nie wypada, bo nie działo się tam nic złego. Przyjrzymy się jednak dokładnemu określeniu takich obozów.

Na początek należałoby wyjaśnić nazwę „obóz koncentracyjny”. Słowo koncentracja, wg. polskiego słownika języka polskiego PWN z 2003 r., tom 2, oznacza: „gromadzenie czegoś w jednym miejscu, w jednym punkcie”, „zintensyfikowanie, skupienie działań dla osiągnięcia jakiegoś celu. ”Wielka Encyklopedia Powszechna PWN” z 1965 r. tom 8, nie określa słowa „obozy koncentracyjne”, ale posiada hasło „Obozy koncentracyjne hitlerowskie”, gdzie czytamy: „miejsce uwięzienia tworzone od 1933 r. przez organa III Rzeszy, początkowo w celu izolowania przeciwników hitleryzmu i stosowania wobec nich brutalnych represji...”

Najnowsza encyklopedia „Gazety Wyborczej” z roku 2005, wydana we współpracy z PWN, w tomie 12 przedstawia kilka określeń obozów: obozy hitlerowskie, obozy przesiedleńcze i przejściowe niemieckie; hitlerowskie obozy dla dzieci i młodzieży; obozy internowania żołnierzy; obozy jeńców wojennych; obozy sowieckie ale żadnych polskich obozów, tak jak by ich nie było. W ten sposób okłamuje i nie pozwala własnym obywatelom dowiedzieć się prawdy.

W haśle „obozy koncentracyjne” czytamy: „utworzone po przejęciu władzy w Niemczech przez Hitlera. Formalną podstawę ich istnienia stworzyło rozporządzenie z 28.II.1933 o „ochronie narodu i państwa”, oraz „o zdradzie narodu niem. i przygotowaniu zdrady głównej”....Takie obozy powstały w Dachau, Oranienburgu, Sachsenhausen, Buchenwaldzie, Mauthausen, Ravebsbrück; łączną liczbę więźniów, którzy przeszli przez obozy koncentracyjne 1933-1939 szacuje się na ok. 165-170 tys.”

Wielka Encyklopedia Powszechna PWN z 1965 r. tom 1 str. 708 pisze: „...B.Pieracki założył w Berezie Kartuskiej obóz koncentracyjny, wzorowany na obozach hitlerowskich... Warunki w Berezie były nadzwyczaj ciężkie, więźniów bito i znęcano się nad nimi...nierzadkie były wypadki okaleczeń i śmierci więźniów”

Tak określa się obozy koncentracyjne. Definicja ta dotyczy również polskich powojennych obozów. Strona Polska zamknęła po wojnie w 1.255 powojennych obozach i 227 więzieniach, Niemców, którzy zostali wypędzeni z własnych mieszkań, domów i gospodarstw. Obozy te nazywano obozami pracy. Ale nie zawsze.

W czasie narady w starostowie niemodlińskim na temat rozwiązania problemu narodowościowego spisano 14 lipca 1945 r. protokół, w którym czytamy między innymi: „Zebrani postanowili na podstawie danych przedstawicieli Starostwa Powiatowego, Zarządu m. Niemodlina, Komendy Powiatowej Milicji Obywatelskiej, Komisariatu MO w Niemodlinie, Powiatowej Komendy U.B.P., sekretariatu powiatowego kom. P.P.R. oraz państwowego Urzędu repatriacyjnego, w obliczu niemożliwości rozwiązania innymi drogami problemu osiedlenia na terenie naszego powiatu - stworzenie obozu koncentracyjnego dla Niemców. Obóz będzie zdolny do przyjęcia pierwszych oddziałów więźniów najdalej 25 lipca 1945 r.”

W czasie sympozjum w kwietniu 2006 r., które odbyło się w powojennym obozie w Jaworznie dr hab. Z. Wożniczka w swoim referacie przytoczył wypowiedzi świadków, którzy twierdzili, iż obozy hitlerowskie były łatwiejsze do przeżycia, jak obóz w Jaworznie. W czasie konferencji przedstawiono film dokumentalny, w którym pokazano jak Polacy odnosili się do Ukraińców. Kilku osobom na sali widząc ten film ściskało się serce a niektórzy płakali, ponieważ nie mogli uwierzyć, iż Polacy tak się zachowywali.

Pan Andrzej Roczniok, założyciel Związku Ludności Narodowości Śląskiej w wypowiedzi dla "Dziennika Zachodniego" w czerwcu ubiegłego roku użył sformułowania „polskie obozy koncentracyjne”, na co jeden z radnych sejmiku śląskiego w Katowicach unosząc się patriotycznym i nacjonalistycznym honorem, zaskarżył p. Rocznioka za znieważenie społeczeństwa polskiego. Prokuratura odmówiła wszczęcia dochodzenia, bo uznała, że p. Roczniok nie miał zamiaru znieważać narodu, do którego sam należy i państwa, którego jest obywatelem, a jedynie posłużył się znaną sobie definicją obozów koncentracyjnych, którą zaczerpnął z literatury historycznej”.

Również moja skromna osoba byla trzykrotnie oskarżana o znieważenie narodu polskiego, gdyż w artykule i w mojej książce „Sląskie tragedie“ (wyd. 2002 jako pierwszy podjąłem temat obozów koncentracyjnych w Polsce) pisałem o „polskich powojennych obozach koncentracyjnych.“ A p. Kulesza, prokurator pionu śledczego w IPN groził mi specjalnym paragrafem 55a, który mówi, „kto znieważa naród Polski podlega karze do 3 lat wiezienia“.  Sam jednak w trakcie naszej dyskusji powiedział: „Nikt nie zmusi mnie do tego aby obozy w powojennej Polsce nazywać koncentracyjnymi“, a to, ze takie nazewnictwo  funkcjonuje w piśmiennictwie, nie jest - dla mnie jako prokuratora żadnym argumentem“. Z czego wynika, ze takowe obozy były tylko prof. Kulesza ich nigdy w ten sposób nie nazwie. To nic, ze naukowcy są innego zdania i w międzyczasie przyznają że takie obozy w Polsce istniały.

Prokuratura posiłkowała się w mojej sprawie opinią naczelnika Biura Edukacji Publicznej IPN w Katowicach, który stwierdził, że używanie nazwy „obóz koncentracyjny” w odniesieniu do obozów karnych i obozów pracy zakładanych po wojnie na terenie dzisiejszego woj. śląskiego nie jest nadużyciem. Pojęcie „obóz karny” i „obóz pracy” mieści się w zakresie znaczeniowym „obozu koncentracyjnego”, jako miejsca przetrzymania, zwykle bez wyroku, dużej liczby osób uznawanych za wrogów władzy - uznał przedstawiciel IPN (Instytut Pamięci Narodowej).

Tygodnik "Nasza Polska" był uprzejmy okłamać czytelników, pisząc: „Radny złożył pozew do sądu o nakazanie prokuraturze podjęcia dochodzenia w sprawie oskarżenia Polaków o zakładanie obozów koncentracyjnych. 17 marca zapadł wyrok zgodny z pozwem. W uzasadnieniu podkreślono, że obozy na Górnym Śląsku były zakładane przez władze sowieckie.
- Cieszę się, że tym razem okazało się - komentuje katowicki radny - iż orzełek na łańcuchu sędziowskim strzeże polskich interesów”. Co bylo kłamstwem, bo takiego wyroku nie było.

Pan Radny chciał na gwałt zmienić historię, a sąd nie chciał uwzględnić jego poglądów, przyjmując wypowiedzi p. Rocznioka, mojej osoby i IPN-u, a w części dowodowej fakt umieszczania osób bez sądowego orzeczenia w więzieniach i obozach, nie pozostawia żadnych wątpliwości.

Do tych wyjaśnień trzeba jeszcze dodać, że powojenne polskie obozy w większości wypadków umieszczano w hitlerowskich obozach wojennych.

 

Niektórzy polscy profesorowie, jak trójka rzeczoznawców z Uniwersytetu Wrocławskiego Karol Jońca, Wojciech Sitko i Wojciech Wrzesiński w czasie rozprawy sądowej w Jeleniej Górze, tłumaczyli określenie „obozy koncentracyjne” jako obozy zagłady i dlatego polskie obozy nie mogą nosić nazwy - koncentracyjne. I tu należy dodatkowo wyjaśnić, że na terenie Polski i Niemiec w czasie wojny było wiele obozów niemieckich nazywanych w polskiej literaturze obozami koncentracyjnymi, z tego 6 obozów zagłady - Bełżec, Majdanek, Chełmno, Treblinka, Sobibór i Oświęcim. (patrz Encykl. PWN 1965, tom 8, str. 88 i „Enyckl. Gazety Wyborczej”, 2005, tom 12, str. 228). Na terenie Niemiec nie było żadnych obozów zagłady, co podaja powyższe encyklopedie i co potwierdził Szymon Wiesenthal, twórca Żyd. Centrum Dokumentacji Hist. Okresu Holocaustu w Wiedniu (Wien).

Jeżeli wojenne obozy niemieckie, które znajdowały się na terenie Niemiec i Polski nazywane są w Polsce „obozami koncentracyjnymi”, to dlaczego powojenne obozy na terenie Polski, które w większości znajdowały się w tych samych poniemieckich obozach, z tą samą infrastrukturą mają nosić inną nazwę? Czy tylko dlatego, że to były obozy polskie? Przecież w tych obozach niczego nie zmieniono, a ich komendanci zapowiedzieli uwięzionym tam Niemcom: Gęborski z Łambinowic i Morel ze Świętochłowic, że „my wam dopiero pokażemy co to są obozy. Niemieckie będą pestką w stosunku do naszych”. Przykładowo w Zgodzie w Świętochłowicach w czasie 3 letniego istnienia obozu pod rządami niemieckimi zmarło około 700 osób, w czasie 6 miesięcy rządów polskich zmarło oficjalnie 1.800 a historycy są pewni, że zmarło ich pomiędzy 2.500 do 4.000 więzionych. 

Oszukiwanie własnych obywateli nie należy do dobrego tonu. I nic tu nie pomoże zasłanianie się tym, że Niemcy zaczęli, bo to nie jest tajemnicą, o tym wie cały świat a sami Niemcy tego nie negują. Pozostaje pytanie, czy jeżeli Niemcy zaczęli, to Polacy otrzymali moralne przyzwolenie na takie same lub podobne traktowanie ludzi?

Nazywanie tych obozów, obozami pracy, jest co najmniej dziwne. Może ktoś zechce mi wytłumaczyć, co robiły w obozie pracy dzieci w wieku 1-12 lat, a takich w obozie w Lesznie było 339, w Łambinowicach 350 i tyleż samo w innych obozach. Już 20 maja 1945 r. z obozu w Jaworznie wywieziono część dzieci do Potulic k. Bydgoszczy, by tam je skoncentrować w jednym obozie. 1 listopada 1949 r. Centrala Obozów w Warszawie w tajnym piśmie podała, że w obozach znajduje się jeszcze uwięzionych 343 dzieci i 95.395 dorosłych..

Gdzie one miały pracować w obozie? A co mialy tam robić kobiety i mężczyzni ponad 80-letni, z których wielu w tych obozach zmarło? W powojennych obozach polskich więźniowie umierali i byli katowani na śmierć, (podam tylko trzy przykłady: w Łambinowicach więcej jak 1.500, w Świętochłowicach oficjalnie ponad 1.800, choć szacunki mówią o 2.500-4.000, w Jaworznie z pond 36 tys. uwięzionych, zmarło, zostało zakatowanych na śmierć i zastrzelono 6.987 osób)

Przyszedł już czas, by również Polska powiedziała jasno i wyraźnie „tak, mieliśmy obozy koncentracyjne”, i nie próbowała zrzucać wszystkiego na Sowietów. Wystarczy przeczytać co napisano w Niemodlinie (patrz na początek tego artykułu), wówczas łatwiej będzie znaleźć wspólny język z resztą zjednoczonej Europy. Cała Europa wie już o polskich powojennych obozach i o tym co się w nich działo, a zaprzeczanie ośmiesza jedynie Polskę jako kraj.

W czasie telewizyjne dyskusji 25 kwietnia 2006, o godz. 22.30 w audycji „Prosto w oczy”, polscy profesorowie tam występujący, byli zdania, że należy w końcu odkłamać polską historię.

Najwyższy czas aby tak się stało.


Po ukazaniu się w dniu 5. lipca 2006 artykułu w „Życiu Warszawy” na temat naszej internetowej gazety, zadzwoniła do naszej redakcji p. Dorota Boreczek, która po zakończeniu drugiej wojny więziona była w Obozie „Zgoda” w Świętochłowicach i poprosiła bym dopisał do tego artykułu, że ona jako więzień siedziała w filii obozu koncentracyjnego Auschwitz w Świętochłowicach i nie była zamknięta w obozie pracy, tylko w Obozie Koncentracyjnym. Pani Boreczek jest zdania, że jeżeli to był ten sam obóz jak za czasów Niemieckich, nazywany wówczas koncentracyjnym, to dlaczego nagle strona Polska chce go nazywać inaczej. Rowniez p. Edyta Wagner jest zdania, że zamkięto ją w Obozie Koncentracyjnym w Świętochłowicach, Jaworznie i na końcu w Chrustach.

Pan prof. Kulesza był uprzejmy powiedzieć, „Termin obozy koncentracyjne” ściśle łączy się bowiem z realizacją zbrodniczego obłędu faszystów. Określanie tym mianem obozów w Polsce międzywojennej i powojennej, to próba przerzucania na nas odpowiedzialności za wymyślenie tego narzędzia zagłady”. Pan prof. W. Kulesza nie dokładnie czytał nasze artykuły. Pisaliśmy o niemieckich obozach zagłady i koncentracyjnych. Niech Pan prof. będzie uprzejmy w terminologii światowej zmienić czy wyjaśnić, dlaczego polskie obozy mają nazywać się inaczej, jak te na całym świecie.

Aby każdy czytelnik mógł sprawdzić wiarygodność niektórych faktów, podamy nie dysertacje naukowe, które są trudne przez większość zrozumiałe, ale prosimy zajrzeć do Wielkiej Encyklopedii Powszechnej PWN, tom 1, str. 708, pod hasło „Bereza Kartuska” gdzie czytamy: ”W 1934 r. rząd sanacyjny, wykorzystując sytuację po zamordowaniu przez ukr. nacjonalistę min. spraw wewn. B. Pierackiego, założył w Berezie Kartuskiej obóz koncentracyjny, wzorowany na obozach hitlerowskich”.

I jeszcze jeden drobiazg z artykułu. Te 1.5 tyś. powojennych obozów i więzień, to miejsca w których zamykano Ślązaków i Niemców po wojnie, by wypędzić ich do Niemiec. Była również garstka Polaków, którzy narazili się własnemu rządowi. Te liczby nie mają nic wspólnego ze zwykłymi więzieniami dla osób, które popełniły przestępstwa.

Dodać musimy jeszcze, że nie pisaliśmy o powojennych obozach jenieckich, jak sugeruje „Życie Warszawy”, a o obozach, które po zakończeniu wojny Polska założyła dla osób prywatnych, Ślązaków  i Niemców.

Przez ponad 67 lat chciano zapomnieć o popełnionych po wojnie zbrodniach na Ślązakach, Niemcach,  którzy zostali wypędzeni na zachód, ale wcześniej zapędzani do obozów, których na terenie teraźniejszego Śląska Opolskiego było 211 i 8 więzień. Przy kopalniach katowickich było ich 74 i 35 poza nimi, jak i 8 więzień (badania jeszcze się nie zakończyły, pracuję nad tym problemem dalej). Już sam fakt, że trzeba ponad 60 lat, by udowodnić, że w Polsce było tyle obozów, w których wykorzystywano, maltretowano i zabijano ludzi, mówi za siebie.