Wydanie/Ausgabe 131/04.04.2024

List do znajomej p. Krysi

Autonomia Śląska mówi: < Ślązakiem może być uznany każdy, kto sam uważa się za Ślązaka i spełnia przynajmniej jeden z powyższych warunków:

- urodził się na Śląsku;

- mieszka na Śląsku;

- jest potomkiem Ślązaków.

Pod takimi założeniami programowymi mogę się oburącz podpisać”. Koniec cytatu.

Ty sama masz wątpliwości, czy zdanie Twe jest słuszne, bo stawiasz po nim pytanie: „Może się mylę?”. Ja też nie twierdzę, iż jestem wszechwiedzący lub nieomylny. Dlatego zastanówmy się oboje, kto z nas jest bliżej prawdy? Ty uważasz, że Ślązakiem może być „osoba, która spełnia wszystkie trzy warunki, podane w powyższym artykule”. Z przykrością musiałbym stwierdzić, że odmawiasz mi prawa do uważania się za Ślązaka, bo „nie mieszkam na Śląsku”. A takich jest na świecie, głównie w Niemczech i Ameryce, kilkaset tysięcy, a może i ponad milion. Kto wie, czy to nie więcej niż mieszkających na Górnym Śląsku. A więc sama widzisz, iż ten warunek jako „obowiązkowy” - odpada.

Kolejny z Twych warunków brzmi: „urodził się na Śląsku”. A co, jeśli się urodził np. w Sosnowcu, bo za czasów Gierka postawiono tam wiele bloków mieszkalnych, gdzie lokowano m. in. młode małżeństwa, pochodzące z Górnego Śląska? Lub też, jeśli śląska mama urodziła przedwcześnie dziecko nad Bałtykiem, bo tam była akurat na urlopie? Albo inny przykład. Moja siostra była z rodziną przez 10 lat w USA, po czym wróciła do kraju. Przecież mogła tam urodzić dziecko i z nim przyjechać na Śląsk. Wtedy, według Twej definicji, jej potomek nie mógłby uważać się za Ślązaka, bo się na Śląsku nie urodził. Widzisz więc, że i ten „obowiązkowy” warunek nie zdaje egzaminu.

Najtrudniej jest obalić trzeci z tych warunków: „jest potomkiem Ślązaków”. Dlatego będę się musiał dłużej nad nim zatrzymać.

Mój przyjaciel, Ewald P. powiedział mi kiedyś, iż podobno rodzice Wojciecha Korfantego przybyli na Górny Śląsk z Poznańskiego. Nie sprawdziłem jeszcze, czy rzeczywiście tak było — lecz jeśli to prawda, to nie byłoby to nic nadzwyczajnego, jako że Wielkopolska była wówczas częścią tego samego państwa, co i Górny Śląsk. Myślę o Cesarstwie Niemieckim. Na Śląsk przeniosło się w XIX wieku sporo mieszkańców z jej rolniczych terenów, do rozwijającego się okręgu przemysłowego Górnego Śląska. W Poznańskiem nie było dla nich pracy, a na Śląsku - była. Część Wielkopolan poszła za pracą jeszcze dalej, bo aż do Zagłębia Ruhry.

I tu pytanie: jeśli jest prawdą, że rodzice Korfantego nie byli rodowitymi Ślązakami, to czyżby Wojciecha Korfantego nie można uważać za Ślązaka?

Pytanie drugie: czy popularnego w Polsce językoznawcę, Jana Miodka, z Tarnowskich Gór, można uważać za Ślązaka, czy nie? Słyszałem, iż jest również doskonałym znawcą gwary śląskiej. Znam go od dzieciństwa, bo jego matka, p. Janina Miodkowa była moją nauczycielką języka polskiego w tarnogórskim Liceum Pedagogicznym, a w późniejszych latach spędziłem z nią wiele przerw w tym samym pokoju nauczycielskim. Było to w czasie, gdy uczyłem w Szkole Ćwiczeń tegoż liceum.

Pani Janina, jak każda troskliwa matka, często wracała w rozmowach, toczonych podczas przerw, do „tematu”: Janek (wówczas jeszcze dziecko — nastolatek). Dlatego stwierdziłem, że go z tego czasu dość dobrze znam. Niestety, według Twojej definicji, Jan Miodek nie mógłby się uważać za Ślązaka, bo nie jest potomkiem rodowitych Ślązaków. Jego rodzice, oboje pedagodzy, pochodzili zza Brynicy, czyli terenów nie należących do Górnego Śląska. I takich Ślązaków jak on — urodzonych z nie-śląskich rodziców na śląskiej ziemi, wychowanych i mieszkających na niej, jest przecież dość wielu. Niektórzy z nich znają też doskonale śląską gwarę.

Nie sądzę, abyś im chciała odmówić prawa do uważania ziemi ich dzieciństwa i młodości, za swoją? Przecież nie mogą się uważać za Lwowiaków czy Warszawiaków, bo stamtąd kiedyś, przed ponad 50-ciu laty przybyli ich przodkowie - rodzice czy dziadkowie. Chyba się ze mną zgadzasz, albo?

Mym prywatnym zdaniem, w odpowiedzi na pytanie: „Kto jest Ślązakiem?” najważ­niejsze, by postawić akcent na stwierdzeniu: „Kto się uważa za Ślązaka?”. Bo nawet, jeśli ktoś się urodził i mieszka na tej ziemi, może jej nie umiłować, nie utożsamić się z jej rdzenną ludnością.

To bowiem, czy się pokocha jakąś ziemię i jej lud, zależy głównie od wychowania rodzinnego, a częściowo i od nauczycieli w szkole. Nie wspominając już o tzw. mediach.

Jeśli kogoś od dzieciństwa wychowywano w duchu pogardy czy lekceważenia śląskiej gwary, śląskiej ludności, tradycji regionu - to można się spodziewać, iż nigdy nie uzna się za Ślązaka. I przeciwnie, jeśli wyszedł z domu o wysokiej kulturze moralnej, z rodziny tolerancyjnej, nie zarozumiałej, a takimi byli m. in. Miodkowie, rodzice Jana Miodka, to można się spodziewać, że utożsami się ze swą „małą ojczyzną” i uzna się za jej syna. A jeśli to uczyni, to nie odgrywa żadnej roli, czy jest jej „synem” z dziada-pradziada, czy też „adoptowanym.

Ja osobiście bardzo się cieszę z każdego takiego „adoptowanego dziecka” ludu śląskiego, bo jest to dla mnie jednocześnie wyrazem uznania dla tego ludu, dla jego często tragicznej przeszłości, jego tolerancyjnych tradycji, pracowitości i być może nawet dowodem wiary w śląski lud, że wybrnie z tej ciężkiej sytuacji, w jakiej — nie ze swojej winy — aktualnie się znalazł. Myślę o tragicznym w skutkach bezrobociu, zmuszającym ludzi, głównie mężczyzn, do szukania pracy poza krajem, co pociąga często za sobą rozkład życia rodzinnego, upadek moralności i dyscypliny, której tradycyjnym „strażnikiem” był głównie ojciec, ojciec na miejscu, a nie przebywający miesiącami w miejscu odległym o 1000 i więcej kilometrów od rodziny.

Żywię jednak nadzieję, iż i ten ciężki okres lud śląski przetrwa i znowu wyjdzie na prostą ku lepszej przyszłości. I tego mu ze szczerego serca życzę. Zresztą, nie tylko jemu — lecz i pozostałym regionom Rzeczypospolitej Polskiej, bo one także znajdują się w pożałowania godnej sytuacji.

Jak widzisz, Krysiu, z pytania: „Ślązak - nie Ślązak?”, odszedłem ku tematom położenia gospodarczego i socjalnego naszego regionu i kraju. Wracam tedy ad rem, do Twego konkretnego pytania: „Czy osoba, która przyjechała z Kaszub czy Zakopanego i mieszka obecnie na Śląsku, jest Ślązakiem?”. Podsumowując - odpowiadam na nie krótko: „Pytanie jest niezręcznie postawione. Zamiast: czy „jest Ślązakiem?”, należałoby raczej spytać: „czy może stać się Ślązakiem, czy uda mu się zintegrować ze Śląskiem, ze śląskością?”

A na tak postawione pytanie - odpowiadam: owszem, może. Kiedy? To zależy od wieku „przybysza”. Jeśli jest to kilkuletnie dziecko, to po parunastu latach. W wieku późniejszym może to potrwać kilkadziesiąt lat. A najczęściej nigdy nie nastąpi. Zależy to od wielu czynników - i wewnętrznych, „duchowych” - i zewnętrznych, np. od tego, jak go ludzie tej ziemi przyjęli, jak mu w niej było, itd. I tak, jeśli ktoś na Śląsk przybył z sowiecko-syberyjskiego zesłania, czyli z „Gułagu”, to inaczej traktował Górny Śląsk, inaczej go odbierał, niż np. ten, kto nań przybył, utraciwszy wygodne mieszkanie we Lwowie, czy dworek szlachecki na Wołyniu.

Już starożytni Rzymianie mieli co najmniej dwa interesujące przysłowia: „Ubi libertas, ibi patria” („Gdzie wolność, tam ojczyzna”) i drugie: „Ubi bene, ibi patria” („Gdzie dobro, tam ojczyzna”). Jeśli więc ktoś przybył na Śląsk z warunków bardzo ciężkich i znalazł tu dobre przyjęcie, prace, przyjaciół - to mógł się łatwiej, szybciej z tą nową „małą ojczyzną” zintegrować, zżyć z nią, z jej mieszkańcami utożsamić. I nie mamy prawa mu tego odmówić.

Przecież my, wcześniejsi mieszkańcy tej ziemi, powinniśmy się z tego cieszyć, że ktoś tak nas polubił, iż się z nami utożsamia. Toż to wyraz uznania dla ludu jego nowej „małej ojczyzny” albo-jak mówią Amerykanie: „homelandu” czy też Niemcy: „Heimatu”, względnie „domowiny”, jak to trafnie nazywają ludy słowiańskie na południe od nas. Nawiasem mówiąc, to wyrażenie — „domowina” — lepiej mi się podoba niż sztuczna mocno „mała ojczyzna”, którą się w Polsce zastępuje „homeland czy „Heimatland”. Bo angielski „home” i niemiecki „Heim”, to po polsku tyle, co „dom rodzinny”, „mieszkanie”, „ognisko domowe”. Angielski zaś „Land” i niemiecki „Land” — to po polsku kraj, ląd, grunt, pole, ziemia. Według mnie, to anglo-amerykański „homeland” i niemiecki „Heimat” (czy „Heimatland”) najdosadniej w języku polskim wyraża określenie „rodzinne strony”, a w gwarze śląskiej „nasze strony”. To tak, na marginesie.

I co Ty na moje wywody? Przekonałem Cię o mej racji czy tez masz jeszcze jakieś wątpliwości?

Załączam serdeczne pozdrowienia i „do usłyszenia”

Henryk Sporoń

 

Komentarze

1
Alphonse
3 years ago
Umowę pośrednictwa może podpisać właściciel nieruchomości lub jego pełnomocnik.

Do podpisania umowy potrzebny jest ważny dokument tożsamości ze zdjęciem (dowód osobisty, paszport, prawo jazdy).


Feel free to visit my blog: NieruchomośCi Opole: [xx]www.azg.net.pl
Like Like Cytować
0
Tami
3 years ago
Wystąpił błąd i nie można zapisać komentarza.


Take a look at my website :: działki Stokrotka opole: [xx]www.azg.net.pl/oferty/dzialki/sprzedaz/
Like Like Cytować
1
Jozek
3 years ago
Ma Pan racje, Opolszczyzna byla mi juz dawno belka w oku. Nie ma gorszego okreslenia. Typowo polski marazm
Like Like Cytować
1
xsf
3 years ago
Pięknie wyjaśnione, z jednym ale.

Śląski dialekt, mowa, język czy nawet godka, nigdy nie były i nie będą "gwarą".
Pojecie "gwara" na śląska godkę ukuli komuniści usiłując dowieść, że stanowi gwarową część polskiej mowy, jak choćby gwara mazurska.
Gwara może być złodziejska, narkomanów, uczniowska, prostytutek, ale nigdy narodu.
Podobnie razi rusycyzm "Opolszczyzna".
Like Like Cytować