Wydanie/Ausgabe 131/04.04.2024

Nie, nie ma kościelnych rozwodów. Nie może być. Przecież na podstawie kościelnych dokumentów KRK małżeństwo jest dziełem Boga i własnością korporacji. Nie podlega zatem rozwodom, tak potępianym przez katechizm. Coś jednak można zrobić. Tak, sąd kościelny może po zbadaniu sprawy stwierdzić, że w momencie zawierania małżeństwa pomiędzy narzeczonymi istniała taka prawna przeszkoda, która sprawiła, że ichmałżeństwo, choć zewnętrznie zawarte, nigdy nie zaistniało, po prostu Bóg nie połączył tych ludzi w małżeństwo, ich wyrażona zgoda nie miała żadnej wartości, a błogosławieństwo KRK zawisło w próżni.

Korporacyjne prawo dość precyzyjnie określa te przeszkody. Po pierwsze jest to wiek. Niech czytelnika nie dziwią tak niskie granice, są kraje, w których jest to normalne: „Nie może zawrzeć ważnego małżeństwa mężczyzna przed ukończeniem szesnastego roku życia i kobieta przed ukończeniem czternastego roku" Po drugie – impotencja.

O ile KRK uważa, że niepłodność nie jest przeszkodą, bo uderza tylko w drugorzędny cel małżeństwa (zrodzenie i wychowanie potomstwa), to impotencja wyklucza dobro współmałżonków polegające na prawie do współżycia. Niedozwolona w KRK jest poligamia. Przeszkodą jest różnica religii, a także święcenia kapłańskie i śluby zakonne.

Bliskie pokrewieństwo czy powinowactwo także uniemożliwiają małżeństwo katolickie, choć tu jest pewien ciekawy wątek. Otóż pokrewieństwo w linii bocznej liczy się według prawa rzymskiego, prowadząc linię do wspólnego przodka i od niego w dół, tak że ostatecznie możliwe jest (choć za zgodą biskupa) katolickie małżeństwo pomiędzy najbliższymi kuzynami. Chyba kiedyś w przeszłości służyło to kwestiom dynastycznym.

Korporacja określa także inne okoliczności, które sprawiają. że małżeństwo katolików może być nieważne. Chciałbym j e skomentować, ponieważ stanowiły podstawę mojej siedmioletniej pracy w sądzie biskupim. Otóż aby orzec, że dana para narzeczonych zawarła małżeństwo nieważnie, a więc tak naprawdę są stanu wolnego, sędzia kościelny musi w trakcie procesu udowodnić, że istniała przeszkoda lub niezdolność w momencie wyrażania zgody małżeńskiej. Czasami nie jest to łatwe.

W ostatnich latach liczba spraw o nieważność małżeństwaw polskich sądach kościelnych bardzo poważnie wzrosła. Po pierwsze dlatego, że katolicy mają większą świadomość takiej możliwości, a po drugie dlatego, że bardzo wiele małżeństw katolickich po prostu się rozpada. W moim sądzie rocznie przyjmowano ponad sto spraw. To naprawdę dużo. Wyjątko rzadko zdarzały się sprawy ciekawe, nietypowe.

Ogromna większość „szła z trójki': czyli rozstrzygana była na podstawie kanonu 1095 nr 3 : „ [ Niezdolni do zawarcia małżeństwa są ci, którzy) z przyczyn natury psychicznej nie są zdolni podjąć istotnych obowiązków małżeńskich''. Szczerze: to jest worek bez dna, do którego wrzucić można prawie wszystko. Niedojrzałość,uzależnienia, choroby psychiczne, zaburzenia emocjonalne czy osobowościowe, psychopatie, socjopatie, charakteropatie.

Kolejne przeszkody to niedozwolona w KRK jest poligamia. Przeszkodą jest różnica religii, a także święcenia kapłańskie i śluby zakonne.

Dodatkowo ten paragraf ma jedną bardzo wygodną dla sądu kościelnego właściwość: można skorzystać z opinii biegłych psychologów i na niej oprzeć uzasadnienie wyroku. Trudno mi powiedzieć, jaki konkretnie odsetek spraw o nieważność małżeństwa prowadzi się z tego paragrafu, ale chyba ponad połowę. Drugi w kolejności {i pod względem częstotliwości stosowania) paragraf to kanon 1101 § 2, czyli tak zwana całkowita lub częściowa symulacja małżeństwa.

Tu zakłada się, że jedno ze współmałżonków podczas zawierania małżeństwa, wbrew publicznie składanym deklaracjom podczas obrzędu, świadomie wykluczało albo jedność małżeństwa, albo jego nierozerwalność, albo wierność, albo potomstwo, albo wszystko araz. Jest to trudniejsze do udowodnienia, aczkolwiek zdarzają się sytuacje, kiedy zeznania świadków są jednoznaczne.

KRK twierdzi, że takie prawne ustawienie spraw małżeńskich ma służyć ochronie wolności wiernych. Jest tu jednak pewien haczyk. Otóż warunkiem orzeczenia nieważności małżeństwa jest uzyskanie przez sędziego kościelnego „moralnej pewności" na podstawie zgromadzonych dowodów. A to dlatego, że wydaje wyrok w imię Trójcy Świętej {kolejny przykład na wzniosłość).

Decydujące o orzeczeniu jest zatem nie to, co sędzia wie, ale to, co potrafi udowodnić. Tak więc możliwe są - i to

wcale nierzadko - sytuacje, kiedy co prawda jest jasne, że małżeństwo było nieważne, nie da się tego natomiast udowodnić, choćby tylko dlatego, że druga strona odmawia poddania się badaniu psychologicznemu.

Znam sporo takich przypadków, kiedy oczywista była psychiczna niezdolność małżonka, ale ponieważ nie udało się zebrać dowodów, wyrok był negatywny. I nie pomogło odwoływanie się do kolejnych instancji. Bo Nieudane małżeństwa, czyli o kościelnych rozwodach liczy się nie to, co jest, ale to, co da się udowodnić. Trochę jak w amerykańskich dramatach sądowych

Sprawy o nieważność małżeństwa trwają. Standardowo, jeśli nie było opóźnień, potrzeba było koło półtora roku w pierwszej instancji, a potem kolejnego roku w drugiej, do niedawna obowiązkowej. W sytuacji ludzi często w nowych związkach to oczekiwanie było bardzo uciążliwe - oni przecież chcieli być w porządku wobec Boga i KRK. Dlatego kiedy papież Franciszek wprowadził zmiany upraszczające proces (zniesienie obowiązku dwuinstancyjności), radość była wielka. Ale jednocześnie liczba spraw wzrosła na tyle, że czas oczekiwania w praktyce się nie zmienił. Jest za to trochę taniej, bo nie trzeba za tę drugą instancję płacić. A koszt takiego procesu to około dwóch tysięcy złotych.

Do tego dochodzą opłaty za opinie biegłego psychologa w granicach dwustu pięćdziesięciu -trzystu złotych oraz opłata za wydanie wyroku - sto pięćdziesiąt złotych. Można to rozłożyć na raty, ale i tak dla gorzej sytuowanych wiernych to spory wydatek, w dodatku niegwarantujący pozytywnego wyroku.

Jedno jest natomiast jasne: korporacja w ten sposób utrwala swoją władzę i kontrolę nad klientami. Otrzymują oni jasny przekaz: to, czy będziesz mógł I mogła po nieudanym małżeństwie wrócić do zwykłego pobożnego życia, do sakramentów, do czystego katolickiego sumienia, zależy wyłącznie od instytucji i jej sprawnego działania, za które trzeba będzie konkretnie zapłacić, bo tu już nie ma „co łaska''. Wielokrotnie rozmawiałem z wiernymi, którzy byli w trakcie takich procesów, i słyszałem o ich żalu i poczuciu zniewolenia instytucjonalnymi ramami korporacji KRK. Ale czuli, że nie mają wyjścia, nie mają innej drogi. Dlatego negatywne wyroki były dla nich - i tak już mocno znękanych - doświadczeniem traumatycznym.

Bo musieli pozostać w korporacji, która wymaga od nich pełnego przestrzegania zasad (co jest warunkiem dostania się do nieba), a jednocześnie stwierdza, że nie będą tych zasad mogli przestrzegać, chyba że porzucą nowych partnerów.

W sytuacji kiedy poprzednie małżeństwo było nieważne, ale nie dało się tego udowodnić, była to potworna trauma psychiczna. Dla wielu również mocne nieprzyjemne otrzeźwienie co do funkcjonowania samej korporacji . . .

Osobną rzeczywistością jest w KRK środowisko prawników. Jakby korporacja wewnątrz korporacji. Elita, posiadająca (teoretycznie przynajmniej) niedostępną innym wiedzę, dysponująca możliwością prowadzenia spraw i procesów, wydawania wyroków, decydowania o życiu poszczególnych wiernych. Grupa uważająca się za mądrzejszą od innych, podkreślająca powagę urzędu oraz wagę swojej pracy i swoich decyzji. Mająca świadomość swojej wyższości.

Byłem członkiem tej grupy, wiem, co mówię. To miłe uczucie mieć świadomość, że czyjeś życie, losy, a nawet zbawienie (!) zależą od tego, co napiszesz w swojej opinii lub wyroku. Bardzo podnosi to samoocenę. I pozwala z wyższością patrzeć na tych, którzy jako interesanci przychodzą do sądu („A to pospólstwo, które nie zna prawa, jest przeklęte" - J T) . Do takiej pychy trudno się przyznać nawet przed sobą samym . . .