Wydanie/Ausgabe 131/04.04.2024

 Obozy pracy w Polsce 1944-1950. Przewodnik encyklopedyczny, Kopka, Bogusław - Adam Leszczyński

Nie ma koców ani jedzenia. Gwałty na porządku dziennym. Tak wyglądały obozy, w których po wojnie państwo polskie trzymało rozmaite "osoby niepożądane"

Strażnicy nie mają budujących, moralnych przykładów ze strony kierownictwa - raportował starszy referent Stasiak z obozu pracy w Jaworznie tuż przed świętami Bożego Narodzenia w 1947 r. - Kierownik Grossman żyje coraz to z inną strażniczką, nie kryjąc się z tym zbytnio. Wszyscy wiedzą, że jego dwie ostatnie kochanki, Skorupska i Gut, zachodziły w ciążę i niszczyły płód. ( ) Nic więc dziwnego, że skoszarowane strażniczki prowadzą lekki tryb życia ze swoimi kolegami, np. ob. Madej miesiąc temu natknął się na spółkującą parę w łazience koszar kobiecych. Oboje zbiegli, tak że nie udało się ich zidentyfikować".

Jeszcze mniej przejmowano się więźniarkami. W 1946 r. w obozie w Potulicach trzeba było wydzielić osobny barak dla ciężarnych Niemek - gwałconych albo w obozie, albo w państwowych gospodarstwach rolnych, w których pracowały. ("Niedożywione dzieci zwykle umierają" - odnotowano w raporcie.) Jeżeli jest coś swojskiego w polskich obozach pracy, które przejmująco opisuje w książce Bogusław Kopka, historyk z Instytutu Pamięci Narodowej, to przede wszystkim bałagan i niekompetencja. Przejawiają się na każdym poziomie - w braku kadr, niekompetentnej organizacji, brudzie, korupcji i bezmyślnym okrucieństwie. A także, co może ważniejsze, w samowoli. W latach 1944-45 władze lokalne zakładały wiele "dzikich" obozów, do których mógł trafić każdy - oczywiście bez żadnej sprawy sądowej.

Więcej... http://wyborcza.pl/1,75517,1332233.html#ixzz1nTiqExTQ

20.01.2000