Wydanie/Ausgabe 131/04.04.2024

W całym minionym ćwierćwieczu nie zdarzyło mi się usłyszeć choćby jednego mężczyznę, choćby jedną kobietę, protestujących przeciwko używaniu w ich obecności plugawych wyrażeń.

 Nie tylko we Wrocławiu nie stało już nikogo, kto wyznałby swe zasady w Colosseum w obliczu lwów, lecz chyba w całym kraju. Może wszyscy odważni i patriotyczni są już poza krajem? To by nawet wyjaśniało, dlaczego piękną polszczyznę częściej słychać za granicą. Prawie trzy miesiące w r. 2004 i 2006 spędziłem w Moskwie i okolicach, a znając dobrze jęz. rosyjski odnotowałem z zaskoczeniem, że ani razu nie usłyszałem tam wulgarnych słów wypowiadanych w miejscach publicznych ostentacyjnie i agresywnie porykująco.

U nas plugawy język słyszy się tak wśród ludności prawosławnej (Hajnówka, Białowieża, Białystok), jak i przy kościołach katolickich, co świadczy, że nowa nacja udanie łączy religijność z wulgarnością. Pewien wrocławski taksówkarz żegna się przed każdym mijanym kościołem, nieprzerwanie klnąc przy tym ohydnie.

Kultura języka i sposób bycia nie idzie już w parze z deklaracjami o patriotyzmie. Bo kiedy nasi dziadowie oddawali życie za możność mówienia po polsku, to ich lepiej wykształceni, ale jakby odmóżdżeni synowie i wnukowie zohydzają nam mowę. Czy polski rozum śpi zamroczony?

Kilkaset lat uszkadzania mózgów dzieci nienarodzonych przez pijące alkohol przyszłe matki może mieć i taki skutek - wywołuje to poalkoholową ociężałość umysłową potomstwa (wg amerykańskich i polskich lekarzy). Do tego ten deprawujący wzorzec: telewizja, będąca instruktażem zdziczania i mordowania, a czego krytyki jej dyrektorzy - niszczyciele kultury - nie chcą przyjąć do wiadomości. Żadnej misji, tylko szmal - to sens ich wypowiedzi w dyskusji zreferowanej przed paroma łaty w „Rzeczpospolitej”.

Jeśli nie podejmiemy przeciwdziałań, stracimy szacunek innych i szacunek dla siebie samych. Nie powinniśmy się też wtedy obrażać, że inne narody mieszkańców naszego kraju mają za prymitywów (Polenwitze, Polish jokes). Mniemanie takie bywa skutecznie utrwalane popisami k...-Polaków za granicą, a którego to zachowania się miałem nieprzyjemność bywać niejeden raz świadkiem. Na przykład, na dworcu we Frankfurcie n. M., gdzie mimo licznej obecności pogardzanych u nas „szwabów, arabów, czarnuchów i żółtków”, jedynymi osobami zachowującymi się poniżej godności człowieka był pijany polski chłoptaś i wulgarna polska ulicznica. Tamtego wstydu nie zapomnę nigdy.

Nie łudźmy się, trend ku zdziczeniu nie odwróci się samoistnie. Ani żadna pozytywna wielkość w społeczeństwie nie rozwinie się na gruncie plugastwa językowego i brutalności obyczajów. Porozumienia, mądre kompromisy, akty wzajemnego wybaczenia nie dadzą się formułować w języku nienawidzących się jaskiniowców. Twórczy rozbłysk ludzkiego geniuszu („a glory” wg J. Steinbecka) odróżniający nas od istot przedludzkich, oraz wielkość człowieczego ducha, nie najlepiej się rozwijają w atmosferze chlewu.

Czas, by złamać zmowę milczenia i zamiast „zamiatania pod dywan” wypowiedzieć głośno prawdę o rzeczywistym poziomie kultury wielu Polaków. Trzeba alarmować, z nadzieją, że wrażliwa jeszcze część młodego pokolenia podejmie walkę o miejsce należne ludziom cywilizowanym. To z takich młodych ludzi trzeba by ukształtować nową elitę kierującą krajem, zamiast głosowania na zdemoralizowanych dinozaurów polityki, z lewa i z prawa.

Minęły czasy, gdy ludzie rodzili się chamami lub dżentelmenami. Dziś bycie chamem jest sprawą osobistego wyboru! Wybierajmy i my, jako wyborcy, ale rozumnie.

Szacunku dla polskości nie zdobędziemy też samochwalstwem o naszych nadzwyczajnych wartościach, jeśli pozostaniemy społeczeństwem „zdziczałym” (J. Giedroyć). Przestrzeganie cywilizowanych norm zachowania się i wyrażania jest warunkiem niezbędnym dla zrealizowania naszych aspiracji. Odtwórzmy zatem w życiu towarzyskim i w miejscach pracy mechanizmy, które umieściłyby pod pręgierzem ordynarność języka i brutalność w relacjach międzyludzkich!.

Czas przestać pseudonowocześnie wybaczać, podawać rękę oraz przyjmować do towarzystwa niszczycieli ucywilizowania. W przeciwnym razie wiek XXI będzie u nas wiekiem barbarzyńców.

Prawda też jest taka, że to nie tylko „bezbożna lewica” ponosi winę za zdziczenie, lecz w jednakowym stopniu zasługa to i „pobożnej prawicy” (dowody: język wielu prawicowych polityków, m.in. odzwierciedlony w skrócie TKM, wulgarny język nienawiści faszyzującej prawicowej młodzieży). Skoro wina jest wspólna, to i ratunek powinien być podjęty wspólnie, tak przez lewicę, jak i przez prawicę. Czas się opamiętać! Gdzie indziej ludzie już budzą się z letargu: rząd brytyjski rozpoczął akcję Antisocial Behaviour Orders skierowaną przeciw narastającej drobnej przestępczości i zdziczeniu językowemu. Może by tak i u nas?

 

Wyjaśnienie. Przez osiem lat usiłowałem ten głos rozpaczy opublikować w którymś z głównych tygodników, dzienników lub pism kulturalno-społecznych. Bezskutecznie! Nie zareagowały na to ani lewicowe, ani prawicowe! Co wspiera diagnozę, że rządzą nami k...Polacy. Zdobyto tego nawet niezbity dowód: udokumentowały stenogramem z podsłuchanej rozmowy, że ministrowie i prezesi mówią wyłącznie językiem k...polskim. Kultura naszych „elit władzy” sięgnęła rynsztoka albo raczej... to rynsztok przejął władzę!.

Ludwik Tomiałojć  (biolog, profesor Uniwersytetu Wrocławskiego)