Wydanie/Ausgabe 131/04.04.2024

Wydawało się nam, że polska złota jesień wyjątkowo sprzyjała jedynie słusznej partii, która wygrała wybory do Sejmu RP. Okazało się jednak, że w Polsce, która od wieków jest krajem spraw niedokończonych, te wybory nie całkiem zostały wygrane przez PiS.Totalna opozycja powołując się na arytmetykę, bezczelnie twierdząc, że 248 jest większe od 194, również ogłosiła swoje zwycięstwo. W obozie władzy o „wyższej kulturze”, nie przyjęto do wiadomości argumentów arytmetycznych powszechnie znanych ze szkoły podstawowej.

Wyższa arytmetyka pisowa i prezydencka sprawiły, że dotychczasowy premier, Mateusz Morawiecki otrzymał zadanie kontynuowania rządów oraz misję utworzenia nowego rządu, jeszcze bardziej słusznego. Misja ta ma zostać wsparta przez pospolite ruszenie wszystkich polskich patriotów i nie ma w tej sprawie żadnego znaczenia to, że kariera Morawieckiego już się skończyła. Potocznie mówiąc, Jarosław Kaczyński i Andrzej Duda znaleźli sobie „jelenia”, który ma posprzątać w pisowej „stajni Augiasza”.

Wielkie sprzątanie

Kiedy stary reżim nie chce ustąpić, a nowy jeszcze nie może rządzić, wtedy następuje stan chaosu i czas zamętu. Nam taki stan kojarzy się z ruską smutą (smutnoje wriemia). Lud nie jest pewien, kto rządzi. W kraju, w atmosferze nerwowego pośpiechu, grasują siły szybkiego szabrowania państwowej kasy i resztek stołków. Ministerstwa dokonały zakupu niszczarek i przekształciły się w wielkie wytwórnie makulatury. Wynajęte firmy sprzątające zamieniają w proch i pył ministerialne twarde dyski. Ośmioletni dorobek pisowej władzy trafia na śmietnik, także historii.

Duda opóźniając utworzenie nowego rządu, niepotrzebnie naraża Polskę na wiele tygodni niestabilności politycznej wyłącznie dlatego, żeby w Polsce do rządów nie wrócił Donald Tusk. Dlaczego? Bo podobno tak chce Kaczyński.

Co bardziej rozgarnięci ludzie wiedzą, że każda smuta kończy się ostatecznie przejęciem władzy przez tych, którzy mają większość w Sejmie, a przynajmniej tak powinno być. W kraju spraw niedokończonych, także demokracja jest niedokończona i na razie trzeba się z tym pogodzić. Musimy jednak mieć oczy otwarte i rozum czujny, bo jak mówi Kaczyński – wszystko może się jeszcze zdarzyć.

O to, żeby było tak, jak było, bardzo stara się liczna grupa smutasów w mediach starego reżimu – w partyjnej telewizornii i obajtkowych gazetkach. Nie potrafią oni zrozumieć, że większość Polaków oczekuje przejścia ze stanu smuty i bezprawia do czasów spokojniejszych.

 Nie rezygnują z nadziei na pokój w każdym domu i w kraju, a pamiętajmy, że nadzieja żyje dłużej od ludzi. Najpierw jednak politycy muszą zakończyć świętą wojnę w polskim parlamencie, a przynajmniej stępić jej ostrze. Ta wojna powoduje, że w narodzie gaśnie wiara i stygnie miłość do bliźniego, dlatego w Polsce wzmaga się nienawiść między ludźmi.

Kościół zamiast godzić, staje po stronie PiS, a najbardziej wyraziści polscy katolicy, tacy jak np. Przemysław Czarnek, stają na czele sejmowych awanturników.

Chamy vs. warchoły

Kłótnie i zamęt w polskim Sejmie są na porządku dziennym. Zauważamy tam objawy XVII-to wiecznej demokracji szlacheckiej, wśród której panowało przekonanie, że są narodem wybranym, a Bóg najpierw stworzył Polskę, a dopiero później resztę świata.

Dzisiaj, ponoć ta reszta świata, szczególnie Niemcy i Francja, nieustannie zatruwa i terroryzuje nasz kraj. Dybie na polską niepodległość i suwerenność. Kaczyński straszy nas, że UE czyni przygotowania, aby Polska przestała być państwem, a stała się tylko terenem zamieszkałym przez Polaków, zarządzanym z zewnątrz.

Do anihilacji polskiego państwa nie będziemy się odnosić, bo uważamy, że ta opinia Kaczyńskiego, zrodziła się w chwili jego wyjątkowej słabości intelektualnej.

W wyniku wyborów, Polską może rządzić Platforma, która jest nam przedstawiana jako partia niemiecka. Szef tej partii, Donald Tusk zdaniem Kaczyńskiego jest niemieckim chamem.  Ta opinia w obozie neowarchołów przyjmowana jest z pełnym zrozumieniem. Zapomina się o tym, że dzisiejszy cham, to człowiek wykształcony, więc równie dobrze chamem można nazwać Kaczyńskiego, tym bardziej na niwie politycznej.

Co do niemieckości Tuska, to jest jej w nim tyle, co ruskości w Kaczyńskim. Babcia Tuska ze strony matki była Niemką, zaś rosyjskojęzyczni przodkowie Kaczyńskiego pochodzili z okolic Odessy. Gorszące było nazwanie Tuska przez Kaczyńskiego, ostatnim lumpem. Lump, to człowiek brudny, śmierdzący, bezdomny i często zapijaczony.

Tego nie da się nawet wytłumaczyć traumą spowodowaną przegraną z obozem Tuska. Niekontrolowane napady negatywnych emocji oraz nerwowe zachowania niszczą dorobek Kaczyńskiego i osłabiają jego przywódczą rolę w obozie polskiej prawicy. A jest ona bardzo potrzebna, bo zaczyna się tam panoszyć Lumpenproletariat intelektualny i warcholstwo. To zaś skutkuje bezprawiem i hucpą wykorzystywanym do partykularnych interesów.

W  interesie polskiej racji stanu leży jak najszybsze utworzenie nowego rządu, zdolnego pokonać wszelkie trudności i zakończyć wreszcie wojnę polsko - polską.

Niebiosa rosę…

Tymczasem tworzenie rządu z winy Prezydenta, idzie jak po grudzie. Zamiast zadbać o dobro Ojczyzny, co jest jego konstytucyjnym, najwyższym obowiązkiem, publicznie stroi niemądre miny i plecie androny. Trudno go zrozumieć. Jego „przyboczny” minister, Marcin Mastalerek mówi o nim, że nie wyobraża sobie, żeby Duda po zakończeniu swojej kadencji był działaczem partyjnym i liderem prawicy.

Zgadzamy się z nim, gdyż Duda nie ma do tego szczególnych predyspozycji. Mastalerek głosi także, iż jest pewien, że to prawicy będzie zależało na tym, żeby odwoływać się do jego (Dudy) dziedzictwa. Jakiego? Mastalerkowi chyba peron odjechał.

Dla dobra Polski i Polaków, nowy Premier powinien wziąć udział w ostatnim tegorocznym posiedzeniu Rady Europejskiej, które będzie miało miejsce w dniach 14 i 15-go grudnia. Czy to możliwe? Naszym zdaniem – tak. Sądzimy, że w końcu Duda zrozumie, że jest Prezydentem, a nie właścicielem Polski.

Nadchodzi czas Adwentu, który odwiecznie jest zapowiedzią cudu i nowego porządku. W trzeciej zwrotce jednej z najpiękniejszych pieśni, śpiewanych na Roratach i podczas Mszy świętych w okresie Adwentu słyszymy: „/Niebiosa rosę spuście nam z góry;/ Sprawiedliwego wylejcie chmury/ O, spojrzyj, spojrzyj na lud Twój znękany/ I ześlij Tego, co ma być zesłany/”. Wierzymy w to przesłanie i w to, że niebiosa nie ześlą nam ponownie premiera Morawieckiego, bowiem widzimy w nim więcej interesowności, aniżeli sprawiedliwości.

Zaskoczeni jesteśmy postawą Janusza Kowalskiego, który karnie usiadł w sejmowej oślej ławce. Nie rzuca się w oczy, ani na Tuska. Nie chce wchodzić do rządu Morawieckiego i na razie nie popisuje się antyniemiecką paplaniną. Oby w spokoju ducha wytrzymał chociaż do Świąt, czego i sobie życzymy.